niedziela, 11 grudnia 2011

Dyskryminowany jak kobieta, chory jak urzędnik

Głośno było w ten weekend o kobietach. Kongres Kobiet, który odbył się w Warszawie jeszcze dziś, jak właśnie słyszę w audycjach radiowych, niesie się głośnym echem.

Gdy się słucha wypowiedzi różnych feministek - niefeministek, można by odnieść wrażenie, że kobiety we współczesnej Polsce mają się tylko trochę lepiej niż niewolnicy w starożytnym Egipcie albo chłopi pańszczyźniani za panowania Wettinów.

Jednym z haseł ruchu kobiet jest "Równa płaca, za równą pracę" i podkreślana przy każdej okazji nierówność zarobków która biedne niewiasty spotyka. Padają liczby: przeciętnie kobieta na takim samym stanowisku zarabia o 23% mniej niż mężczyzna. Jest to niestety zakłamanie. Jeśli nawet kobiety otrzymują w istocie mniej o prawie jedną czwartą pieniędzy na przelewie bankowym - odpowiada to ich wkładowi poświęconego czasu w rozwój przedsiębiorstwa.

Dotarłem do zestawienia "Zdrowy jak Polak" pani Gabrieli Jabłońskiej, zamieszczonego dwa lata temu w "Gazecie Praca". Kilkanaście tabel i wykresów (liczby wzięte z ZUS) stanowią bardzo interesujący materiał do analizy. Wnioski, które podam na koniec, zdają się natomiast być kolejnym dowodem na nieomylność działania "niewidzialnej ręki rynku".

Mężczyzna pracując od 23 do 65 roku życia spędza w pracy 2184 tygodnie (nie licząc urlopów) chorując średnio 73 tygodnie - co daje 2111 tygodni aktywności zawodowej.

Kobieta pracująca od 23 do 60 roku życia spędza w pracy 1924 tygodnie (bez urlopów), na l4 przebywa średnio 86 tygodni - czyli w pracy przebywa 1838 tygodni w życiu. Od tego trzeba odjąć jeszcze około 220 tygodni poświęconych na wychowanie dziecka, bądź dzieci (urlopy macierzyński, wychowawczy, plus dni opieki nad dzieckiem do 14 roku życia) zostaje 1618 tygodni efektywnej pracy.

Jeśli wyrazimy jeden rezultat jako procent drugiego wychodzi nam, że kobieta w ciągu swojego życia spędza w pracy 76,65% czasu spędzanego w niej przez mężczyznę. Jak łatwo obliczyć - na pracę zawodową poświęca o 23,35% czasu mniej od mężczyzny. I o tyle też mniejsze otrzymuje wynagrodzenie... Liczby te zbliżone są również z procentowo wyrażonym czasem życia spędzonym w pracy przez przedstawicieli obojga płci: przeciętny mężczyzna urodzony w 2011 roku (jeśli nie zajdą zmiany w wieku emerytalnym) spędzi w pracy 58,33% swojego życia, kobieta tylko 46,1%. Kobiety pracują krócej - żyją dłużej.

Wniosek jest taki, drogie walczące o prawa kobiet: pracodawcy nikogo nie dyskryminują - niewidzialna ręka rynku sama ocenia wkład pracy i wycenia go - zadziwiająco akuratnie.

Czy naprawdę chcecie, Drogie Panie, równych praw?

Chory urzędnik

Nie byłbym sobą gdybym nie dokopał przy okazji urzędasom, których jak przypominam, jest w Polsce obecnie cztery razy więcej niż za stanu wojennego w 1981 (gdy istniały cenzura i centralne planowanie!), szczególnie, że zestawienie, z którego korzystałem by napisać powyższe akapity dostarcza po temu amunicji pierwszorzędnej.

Z jednej z tabel (źródło za ZUS z 2007 roku) wynika, że praca w urzędzie miejskim, czy skarbowym, jest dużo bardziej szkodliwa dla zdrowia niż na przykład na budowie (w słońcu, deszczu i śniegu), w górnictwie (w pyle, hałasie i gorącu), czy przemyśle! Pracownicy administracji publicznej, siedzący w zacisznych, ogrzewanych, nieraz klimatyzowanych biurach, oddzieleni od petentów płaszczyznami grubych szyb, których nie ma już nawet w aptekach, chorują częściej niż lekarze i pielęgniarki narażeni na nieustanny kontakt z grypą, katarami, przeziębieniami, żółtaczką i innymi choróbskami. Zadziwiająco wątłe jest urzędnicze zdrowie.

Poniższe liczby obrazują ilość dni spędzonych na L4 rocznie przez statystycznego pracownika poszczególnych sektorów:

- administracja publiczna i obrona narodowa 26,2 dni/rok

- górnictwo 18,9

- przetwórstwo przemysłowe 17,2

- budownictwo 15,2

- hotele i restauracje 14,5

- obsługa nieruchomości i B2B 13,8

- ochrona zdrowia 13,2

- handel i naprawy 12,1

- transport 11,6

- wytwarzanie i dostarczanie energii, wody 11,0

- pośrednictwo finansowe 10,9

- edukacja 9,0

Myślę, że można pozostawić powyższy ranking bez komentarza. Wnioski potrafi chyba wyciągnąć każdy sam.

Ze swojej strony sugerowałbym rozwiązać umowy o pracę przynajmniej z połową z nich. Nie może być, żeby opiekuńcze państwo narażało swoich obywateli na uszczerbek na zdrowiu, nawet jeśli pracują na rzecz jego potęgi.


 ibsen82, poniedziałek, 19 września 2011; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz