niedziela, 11 grudnia 2011

Seksistowskie biusty

Jestem brudną, seksistowską i szowinistyczną świnią.

Gapię się kobietom w dekolty i w myślach komentuję ich urodę, mówię do nich "pani doktor" zamiast "pani doktorko", puszczam przodem w drzwiach, a nawet (o zgrozo!) pozwalam sobie na niewinne flirty w pracy i (co już chyba najgorsze i w ogniu piekielnym będę się za to smażył) uważam, że nie nadają się do pracy we wszystkich zawodach. A nawet, w chwilach egzaltacji, pozwalam sobie mówić na kobiety (mniej lub bardziej pieszczotliwie) baby.

Eee tam - powie czytelnik - panie, co to za seksizm... A właśnie, że seksizm i to jeszcze jaki.

Wysłuchałem ostatnio wywiadu, jaki przeprowadził p. Piotr Pacewicz, z p. Agnieszką Graff w ramach cyklu "Pociąg osobowy". Kto to ta Graff? Też nie wiedziałem. Podpis na ekranie mówił, że feministka (przepraszam: Feministka) i pisarka (ale wolałem sprawdzić bo jak wywiad był z Ygą Kostrzewą to podpisana była jako lesbijka - to zawód jakiś?). Z artykułu w wikipedii dowiedziałem się, że p. Graff jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego, autorką (proszę zwracać uwagę na rodzaj) dwóch książek i przedstawicielką tzw. gender studies. Rozparłem się wygodnie w fotelu w oczekiwaniu na niezłą drakę. I rzeczywistość przekroczyła najśmielsze oczekiwania.

Otóż p. Agnieszka, mimo w sumie przyjemnej powierzchowności, pomijając może pierwszą minutę, cały kwadrans spędziła z miną zwycięzcy plebiscytu na przedsiębiorcę pogrzebowego roku i z minuty na minutę opowiadała coraz większe bzdury. Nie wiem czy na Uniwersytecie Warszawskim jest wydział Pieprzenia Głodnych Kawałków, ale jeśli nie ma, Jego Magnificencja pownien p. Graff wywalić na zbity pysk za ośmieszanie uczelni.

Szkoda mi pieniędzy na kupowanie książek tej pani, toteż spróbuję skomentować pokrótce to co powiedziała Wicenaczelnemu Wyborczej.

Pierwszym co poszło na tapetę, był nasz ojczysty język, który jak się okazuje, jest seksistowski i wyklucza kobiety poza nawias społeczeństwa. Dlaczego? Ano dlatego, między innymi, że zwracając się do ogółu czytelników używa się zazwyczaj 2 os. l poj. rodzaju męskiego.Gdy Pacewicz, wyraził wątpliwość, jak w zasadzie to zapisywać, p. Feministka uznała, że najlepiej naprzemiennie. Czyli raz pisać: "byłeś czytelniku", a innym razem "byłaś czytelniczko", w tym samym tekście. Obawiam się - biorąc pod uwagę jakość obecnego polskiego dziennikarstwa - taka dychotomia mogłaby doprowadzić do poważnych ubytków szarych komórek czytelników, usiłujących dojść tego, o co właściwie podmiotowi lirycznemu chodzi. Ponadto, jak dowodzi Graff - a za nią rodzime feministki - nazwy zawodów też są seksistowskie. Podaje się je bowiem zwykle w rodzaju męskim. To samo ma miejsce zresztą z każdą płciowo nieokreśloną rzeczą czy istotą (nawet Bogu się dostało) klasyfikowaną przez nasz seksistowski język jako rodzaj męski. Aż dziw, że nie przyczepiła się do tego, że rodzaj który nie jest rodzajem męskim w liczbie mnogiej nazywa się niemęskoosobowym. Chociaż gdy padło stwierdzenie "rodzaj żeńskosobowy", przypomniało mi się, że w piątej klasie podstawówki za powiedzenie czegoś takiego dostałem od polonistki pałę (to dopiero seksizm - symbole falliczne w ocenach szkolnych!).

Zawsze wydawało mi się, że języka, kobiety używają od mniej więcej tak samo dawna jak mężczyźni. Język nie jest również sztucznym konstruktem wymyślonym przez męskie szowinistyczne świnie, żeby marginalizować znaczenie kobiet. Brały kobiety udział w jego tworzeniu w tak samo dużym stopniu jak i mężczyźni. Co więcej, kobiet w społeczeństwach jest na ogół więcej niż mężczyzn, więc statystycznie sprawę ujmując, język powinien być bardziej "kobiecy" niż "męski", choćby ze względu na częstość używania niektórych słów w określonym rodzaju. Według p. Graff jest dokładnie na odwrót. Co do nazw zawodów... "Wyborcza" już od dłuższego czasu lansuje modę na mówienie o kobietach wykonujących jakiś zawód bądź, posiadających jakieś określone wykształcenie w rodzaju żeńskim. Stąd budzące kpiny internautów (ale oni z Ciemnogrodu pewnie): psycholożki, literaturoznawczynie, dyrektorki, socjolożki... Proponuję, przeprowadzić plebiscyt na żeńskie odpowiedniki następujących zawodów: spawacz, marynarz, pilot, kierowca. Zabawnie będzie. Pani Graff w związku z tą obrzydliwie szowinistyczną polszczyzną proponuje rozpoczęcie wielkiego projektu kulturowego, który miałby ów stan rzeczy najpierw Ciemnogrodowi uświadomić, a następnie zmienić. No cóż, mam nadzieję, że jej wielki program kulturowy skończy podobnie jak Esperanto.

Jak się okazuje z wywiadu, dobry wygląd może być również traumą dla kobiety inteligentnej i dystyngowanej. Jak zwierza nam się rozmówczyni Pacewicza, poczuła się mocno dotknięta, gdy ktoś powiedział jej po obronie pracy doktorskiej, że ładnie wygląda. Bo na Uniwersytecie przecie, to ona jest "odcieleśnionym umysłem", a nie jakąś babeczką, która poza tym że ma coś w głowie to jeszcze robi wrażenie wyglądem. Kłamał ten ktoś, rzecz jasna, bo jeśli miała minę taką samą jak podczas nagrywania opisywanej rozmowy, to musiała to być czysta kurtuazja, ale proponuję przed habilitacją zrobić maseczkę z pokrzyw, peelling przy pomocy ostu i żwiru, a na koniec ubrać się we włosienicę. Na sto procent nikt nie będzie komplementował. Najwyżej zadzwoni po pogotowie.

Wygląd kobiet, to w ogóle ogromny problem. Szczególnie taka część jak ciała jak biust, który Pan Bóg (przepraszam Pan/Pani) stworzył tylko po to, żeby mężczyźni regularnie stawiali się przed sądem w sprawach o molestowanie. Jeśli więc spojrzenie na biust jest aż tak wielkim naruszeniem godności kobiety, to po co, nie kto inny jak kobiety, zaprojektowały coś takiego jak dekolt? Co więcej, jeśli natrętne męskie spojrzenia, są tak dokuczliwe, to po co je noszą? Ostatecznie mężczyźni świetnie sobie bez dekoltów radzą. Nawet, uprzedzając krytykę, w gorące lipcowe dni.

Największym jednak przestępstwem jakiego może się dopuścić męski szowinista w stosunku do Feministki, to przepuścić ją w drzwiach, bo jak się dowiadujemy, p. Graff uważa to za akt agresji. Obiecuję Pani, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie nam się spotkać w jakichkolwiek drzwiach, będzie je Pani miała (bez jakiejkolwiek agresji) na twarzy.

Za jednym internautą, chciałbym zaapelować do Pań Feministek: wyluzujcie trochę dziewczyny, i Wam może się zepsuć samochód na drodze (choćby trzeba było wymienić tylko koło) i Was może ktoś kiedyś napaść, a wtedy dobrze będzie przyjąć wyciągniętą, męską, pomocną dłoń choćby motywacją do pomocy miał być tylko Wasz kształtny tyłek, na którym ów pomocny mężczyzna ma ochotę zawiesić oko. A póki co, kończąc rozważania lingwistyczno - światopoglądowe, nie dziwi, że rzeczownik żmija w języku polskim jest rodzaju żeńskiego.


 ibsen82, czwartek, 26 listopada 2009; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz