niedziela, 11 grudnia 2011

Wydrukuję se Pamelę A.

Przyszłość nas dopada proszę Szanownych Państwa.

Nie tak dawno wygrzebałem gdzieś artykuł o drukarkach 3D. Niezorientowanym wyjaśniam: wersja A (dla miłośników kreskówek sprzed kilkudziesięciu lat) - zaczarowany ołówek. Wersja B (dla bardziej dociekliwych) urządzenie będące połączeniem wtryskarki CNC i domowej drukarki. Póki co są dość drogie, chociaż w miarę prosty model (na którym można sobie wydrukować na przykład guziki albo dzbanuszki) można nabyć już od 750 USD.

Jak dla mnie zarazem rewelacja i rewolucja. Tym bardziej, że chłopaki (a może i dziewczyny) z Massachusetts Institute of Technology zbudowali drukarkę, która potrafi wydrukować się sama. To znaczy, drukuje elementy, które później należy tylko złożyć do kupy. Co więcej, pomijając doniczki i ogrodowe krasnale istnieją już urządenia, drukujące gotowe wyroby spożywcze i cukiernicze. Pod warunkiem, że się wie, jak taką drukarkę zaprogramować, ma się materiał, z którego drukować i gniazdko z prądem, żeby ustrojstwo doń podpiąć.

Oczywiście, na dzień dzisiejszy, to tylko gadżeciarstwo. Bajer, jakim licealista może próbować zaszpanować, gdy w jego głowie powstanie niecny zamiar zdeflorowania koleżanki z klasy. Jako, że zarówno wiek licealny, jak i inicjację seksualną mam już za sobą, pozwolę sobie rzucić okiem nieco dalej w przyszłość.

Ekonomia zaczyna się zmieniać. Na paradygmacie ludzkiej samolubności i chciwości (stanowiącym absolutną podstawę teorii wolnorynkowych), już pojawiają się coraz to głębsze rysy. Szczególnie jeśli idzie o dzielenie się wiedzą, bądź, szeroko rozpowszechnionymi w dobie rewolucji informatycznej tak zwanymi dobrami niematerialnymi. Otóż: na coraz większej ilości komputerów instaluje się bezpłatnego Linux'a (stworzony przez ludzi, a nie korporacje), do przeglądania internetu korzysta się z bezpłatnej Mozilli, a żeby napisać tekst taki jak ten, wcale nie trzeba zasilać i tak już obrzydliwie przepełnionych kont bankowych Microsoftu, bo WRITER Open Office'a poradzi sobie z tym zadaniem równie dobrze. Kody, umożliwiające zaprogramowanie drukarki 3D tak, żeby wypluła z siebie dajmy na to wibrator, zapewne już gdzieś po internecie krążą, a jeśli nie, to jest to tylko kwestia czasu.

Można powiedzieć, że stąd jeszcze daleka droga do prawdziwej freekonomii, bo przecież komputer trzeba na przykład jakoś zasilać. To nie jest wielki kłopot. Turbiny wiatrowe, albo ogniwa fotowoltaiczne są już w powszechnej sprzedaży. A jeśli moja wiara w wyżej opisane urządzenia nie jest na wyrost, to pewnie będzie je można wkrótce sobie wydrukować.

Do pełni szczęścia brak jeszcze tylko syntezatorów cząsteczek. Tak żeby porozbijały atomy na kawałki pobrały co im tam z nich potrzeba i swojsko mrucząc w garażu wyprodukowały wiaderko albo dwa niezbędnego nam akurat składnika.

Piękny to byłby świat, ale chyba nieprędko prawdziwy.

Wiecie czemu?

Kilka milionów Chińczyków straci pracę. Kilka tysięcy firm produkujących tandetne zabawki, płyty CD, obudowy do iPOD - ów, spławiki wędkarskie, piłki golfowe, czy dmuchane lale do dmuchania - padnie. A jak ludzie pójdą na bruk i firmy padną, to nagle okaże się, że Państwo w budżecie ma większą dziurę niż Saggitarius D w środku galaktyki. I musi ją łatać. Któregoś ranka obudzicie się, a po dachu, gdzie macie Wasze ogniwa słoneczne, będzie łaził smutny pracownik Urzędu Kontroli Skarbowej. Na grzeczne pytanie co u cholery tam wyprawia, odpowie żeby się nie wpieprzać, a potem objaśni iż oblicza podstawę do nałożenia podatku od pobieranej energii słonecznej. Na kablu od netu zamontuje Wam licznik, który ustali podstawę naliczania podatku od transferu danych.

Państwo musi mieć pieniądze, bo musi spełniać swoje zadania. I nie jest już wtedy ważne, czy potrafi im podołać (ochrona zdrowia, system emerytalny), albo czy w ogóle są one komukolwiek poza samym Państwem potrzebne (aparat urzędniczy). Nam maluczkim nie pozostaje nic innego, jak tylko ufnie spoglądać w przyszłość.


 ibsen82, czwartek, 11 lutego 2010; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz