niedziela, 11 grudnia 2011

Zbawienie za wszelką cenę

O apostazji w naszym pięknym kraju ostatnimi czasy coraz głośniej. Jak wyczytałem, jakiś czas temu ateiści i agnostycy dokonali na wzór środowisk LGBT publicznego coming out, w którym udział wzięło jakieś 10 tys osób. Spośród nich spora część zgromadzona wokół portalu racjonalista.pl. Z punktu widzenia Kościoła - zagubione owieczki, z własnego ludzie wolni. Z mojego - obydwa stanowiska są bezsensowne i nie mają jakiegokolwiek oparcia w logice i rzeczywistości - jeśli uznać, że racjonaliści istotnie w dochodzeniu do różnych wniosków kierują się rozumem.

Apostazja jest niczym innym jak oficjalnym aktem wystąpienia z Kościoła Katolickiego (dla ułatwienia będę używał dalej poręcznego skrótowca - KK). Dawniej przyjmowało formę wywalenia z Kościoła np. heretyka i w małych, a głęboko religijnych społecznościach, oznaczało w gruncie rzeczy konieczność pakowania manatek i poszukiwania nowego miejsca zamieszkania w najlepszym przypadku, a w najgorszym pogodzenia się z myślą, że żywot przyjdzie zakończyć w mało przyjaznym środowisku skwierczącego stosu i gryzącego nos dymu.

Obecnie heretyków się już nie pali, a fakt olewania tak KK jak i wszelkiego rodzaju towarzyszących mu obrządków budzi co najwyżej wzruszenie ramion. Miejsce religii zajęła niegdyś ideologia i póki co - trzyma się dobrze. Niesprecyzowana, nieokreślona i nie nazwana imieniem i nazwiskiem, a po prostu ideologia jakakolwiek. Długo czekać nie trzeba więc było, aż pojawili się ludzie, za punkt honoru stawiający sobie, by statystyki KK popsować i dowieść wszystkim wokół i samym sobie przy okazji, że katolików w Polsce jest jednak mniej niż 95%, że jak pogrzeb to bez udziału księdza, że w parafialnych księgach obok mojego nazwiska ma figurować adnotacja o defectio ab Ecclesia catholica actu formali.

Z punktu widzenia czystej logiki, chęć posiadania takowej jest całkowicie pozbawiona sensu i dla człowieka nie poczuwającego się do przynależności do wspólnoty wyznaniowej jest w zasadzie marnowaniem czasu. I tu mamy drugą stronę medalu.

Przepisy odstąpienia od wiary katolickiej regulują wyłącznie przepisy katolickie: Kodeks Prawa Kanonicznego i jego wykładnie czyli np. instrukcje Papieskiej Rady do Spraw Tekstów Prawnych lub wskazania Komisji Episkopatu Polski. I o ile wstępując do KK zwykle nie mamy nawet świadomości tego faktu, bo na ogół nie pamiętamy jak to niemowlęciem będąc pan w kiecce oblał nas wodą, o tyle żeby wystąpić należy już przyprowadzić ze sobą dwóch pełnoletnich świadków i podpisane pisemko, w którym podajemy chęć wystąpienia z KK, jak również pokrótce opisać motywy nami powodujące. Ergo: nie możemy wysłać sobie smsa do proboszcza naszej parafii (prawdziwy ateista powinien zadać sobie od razu pytanie: a która to?). Jest to ciekawy przykład z punktu widzenia prawa: uznaje się tym samym właściwość organizacji, by wypuściła nas ze swych miłosiernych objęć, a do której wstąpiło się nieświadomie, z którą nie czuje się więzi i w której nie chce się być.

Jeśliby potraktować KK jako zwykłą społeczną organizację, to człowieka, który nie praktykuje, nie przyjmuje księdza po kolędzie, nie dokłada się do jej funkcjonowania winno się po prostu z niej wykluczyć. Taka sytuacja ma miejsce np. w Niemczech, gdzie przy wypełnianiu zeznania podatkowego każdy deklaruje przynależność do określonego kościoła i nakłada na siebie daninę na jego rzecz. Gdy owieczka pisze, że nie będzie się na religię zrzucać, bundesurzędnik z automatu informuje o tym związki wyznaniowe, a te załatwiają już resztę i obowiązkowo delikwenta z ksiąg wykreślają. Co jeszcze ciekawsze, wykluczenie z grona katolików w Niemczech nie powoduje tego samego skutku w Polsce - co oznaczałoby, że przynależność do KK i wiara nie mają znamion uniwersalności, co przecież jest jednym z filarów Kościoła.

Byłoby to całkiem dobre rozwiązanie, ale w Polsce nie przejdzie. Szara strefa tacy w kościele i koperty przy każdej innej okazji jest zbyt atrakcyjną, by KK mógł się na jej likwidację bez walki zgodzić.

Wracając do apostatów. Czy naprawdę tak ważne jest formalne stwierdzenie faktu wystąpienia z KK? Czy przypadkiem prawdziwy, nie uznający tej instytucji ateista mimo, że został ochrzczony i pod przymusem poprzyjmował ileś sakramentów, koniecznie musi informować władze kościelne o tym fakcie? Czy nie prościej powiedzieć samemu sobie: nie jestem katolikiem i mam to wszystko w nosie? Jeśli już jesteśmy tak racjonalistyczni zastosujmy odwrócony Zakład Pascala: Jeśli Bóg jest, to zinterpretuje to sobie po swojemu. Jeśli go nie ma - co za różnica?

I zaprawdę powiadam Wam wielka jest pewność Kościoła w wykładaniu Bożych zamysłów, jeśli potrafi wciąć się między Wszechmogącego a człowieka i tak naprawdę, w świetle swoich pism, uznając apostazję, równocześnie nie uznać jej: Pozostaje jednakowoż jasnym, że sakramentalna więź przynależności do Ciała Chrystusa, którym jest Kościół, zważywszy charakter sakramentalny chrztu, jest trwałą więzią ontologiczną i nie zostaje umniejszona z powodu jakiegokolwiek aktu lub faktu odstąpienia (stanowisko Sesji Plenarnej Papieskiej Rady Tekstów Prawnych), a Komisja Episkopatu Polski dopuszcza udzielanie dalszych sakramentów (chodzi głównie o Ostatnie Namaszczenie) w przypadku gdy: Jeśli z wiedzy na temat danej osoby wynika, że pomimo złożonej deklaracji nie miała rzeczywistej woli wystąpienia z Kościoła, należy zwrócić się do kurii z wnioskiem o anulowanie adnotacji w księdze ochrzczonych. Jeśli sprawa wyniknie przy okazji pogrzebu, można udzielić katolickiego pogrzebu w formie uznanej przez proboszcza, o ile praktyka życia zmarłej osoby pozwala sądzić, iż nie miała ona woli zrywania ze wspólnotą Kościoła, lub gdy przed śmiercią dała oznaki pokuty. Czyli, tłumacząc z polskiego na nasze, jeśliś ateisto - apostato: nie gwałcił, nie palił, nie mordował, nie nabijał kleru na pal, nie rzucał fałszywych oskarżeń przeciw bliźniemu swemu, a przypadkiem masz małżonkę lub rodziców, którzy są wierzący - to i tak do piachu pójdziesz z krzyżykiem nad głową, jeśli tylko taka będzie ich wola i (w domyśle) będą mieć dość środków by opłacić Twój bilet powrotny na łono KK.

Jedyne wyjście, to spisać notarialnie testament i zaznaczyć w nim, że jeśli dojdzie do pochówku lub udzielenia Ci sakramentu wbrew Twej woli - spadkobiercy będą musieli obejść się smakiem. Tyle, że wtedy skadasz tak hołd jak i daninę innej organizacji przymusowej i jeszcze bardziej od KK totalnej - Państwu.




 ibsen82, wtorek, 08 lutego 2011; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz