niedziela, 11 grudnia 2011

Obywatelu odkręć flaszkę

Jesteśmy posiadaczami. Każdy z nas ma setki mniej lub bardziej potrzebnych przedmiotów, które kiedyś w jakiś sposób nabył i które po jakimś czasie zwykle leżą i zaśmiecają nam kąty. Najbardziej filozoficzne wytłumaczenie tego fenomenu brzmiałoby pewnie jakoś tak: "to co mamy definiuje to kim jesteśmy" - przynajmniej w odbiorze społecznym. Jeśli bowiem wchodząc do czyjegoś domu widzimy kolekcję wędek, podbieraków, spławików, haków, woblerów, błystek, ripperów i żyłek, w doniczkach roją się beztrosko dżdżownice, a z lodówki na pokój uciekają białe robaczki, to nie mamy problemu ze zdefinowaniem zainteresowań właściciela - jest wędkarzem. Można i relację odwrócić - skoro ktoś jest zapalonym wędkarzem, to wszystkie powyższe przedmioty zgromadził po to, żeby móc jak najlepiej realizować się w swoim hobby.

Tak czy siak, niewiele jest już dziedzin życia, które w dalszej lub bliższej perspektywie nie wymuszałyby na nas kupowania coraz to nowych rzeczy. I tu rodzi się pewien drobny, jakkolwiek śmierdzący problem - śmieci. Śmieci są nieodłącznym partnerem cywilizacji posiadaczy - konsumentów, którym czy to moda, czy konieczność nakazują kupowanie coraz to nowych przedmiotów.

Każdy na pewno był na zakupach w supermarkecie - paczkowane jest dosłownie wszystko - żeby zważyć ziemniaki na wadze samoobsługowej - trzeba je wsadzić do foliowej siatki, jajka - w tekturowych opakowaniach, woda w plastikowych butelkach, wędliny albo w woreczku, albo sztywnym hermetycznym plastiku, jogurt w plastikowych (a jakże) kubkach.

Wleczemy to wszystko do domu i zaczynamy robić obiad - opakowania kolejno lądują w śmietniku - i to w tempie tak zastraszającym, że naszykowanie posiłku dla trzech osób zapełnia przeciętnej wielkości kosz na śmieci w czasie krótszym niż przerwa na reklamę w Polsacie. I zaczyna się robić problem, który uwidacznia się regularnie co sobotę, gdy mieszkańcy jednego tylko bloku zapełniają w ciągu 24 godzin kontener na śmieci o kubaturze jakichś 4 metrów sześciennych. Teraz wystarczy to przemnożyć przez ilość bloków w moim mieście, żeby dostać całkiem niezłą górę śmieci z którą nie do końca wiadomo co robić.

Pewnym rozwiązaniem jest segregacja - jednak w świadomości masowej wygląda ona mniej więcej tak: "A przyjeżdża, panie, ciężarówka i to wszystko posegregowane wrzuca i tak do jednego". Czy jest to prawda, czy nie - nie wiem.

Dziwi mnie ogromnie, że w Polsce cała produkcja nadal nastawiona jest na jednorazowość opakowań - nie wiem jak to możliwe, że użycie po raz drugi tego samego opakowania może być mniej opłacalne niż wyprodukowanie nowego. Nawet, jeśli chodzi o plastikowe butelki - w zachodniej Europie wykonywane z grubego plastiku, nadającego się do ponownego użycia.

Z ostatnich doniesień prasowych wynika, że ministerstwo środowiska chce zrzucić całą odpowiedzialność za śmieci na samorządy, pewnie produkując w tym celu ustawę o numerze 819191. A starczy choćby odrobinę zmienić mentalność ludzi, żeby znacząco zredukować problem. Przykład? Proszę bardzo. Polak wywalając do śmietnika butelkę po gazowanym napoju, ma przeciekawy zwyczaj szczelnego jej zakręcania. Proponuję każdemu czytającemu te słowa przeprowadzić następujący eksperyment: zakręć butelkę, a potem spróbuj na nią skoczyć.

Plastikowe flaszki są zadziwiająco trwałe - pewnie z tego powodu, że muszą wytrzymywać dość znaczne ciśnienie wypełniającej je gazowanej cieczy. Gdy lądują na wysypisku i jeździ po nich walec, nic sobie z tego nie robią - zwłaszcza, gdy leżą na miękkim podłożu. Zgniecione butelki ograniczają ilość śmiecia wyrażoną w metrach sześciennych według następującego wzoru: "Y=X - 0,0015z" gdzie X to wyjściowa ilość śmieci w kubikach, a "z" - liczba plastikowych butelek, a Y ilość śmieci po zgnieceniu butelek. Wniosek prosty - 10 tys zgniecionych butelek to 15 kubików śmieci mniej.

Proste rozwiązania są zwykle najlepsze. Możemy zrobić coś dobrego, żadnym nakładem pracy. Stąd, ministerstwo powinno, zamiast tworzyć kolejną ustawę, zaapelować do obywateli następującymi, niektórym pewnie miło się kojarzącymi słowy: "Obywatelu,bądź leniem, nie zakręcaj flaszki. Oszczędź sobie roboty i uratuj planetę".


 ibsen82, środa, 03 marca 2010; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz