niedziela, 11 grudnia 2011

Historyczne zapasy w wadze półśredniej

Zawsze myślałem, że użeranie się o historię jest polskim sportem narodowym. Sportem, który jak boks dzieli się na kilkanaście kategorii wagowych: od piórkowej gdzie spiera się o zdania oceniające w podręcznikach historii dla przedszkolaków; przez półśrednią - nazewnictwo ulic; aż po ciężką i superciężką: stawianie - obalanie pomników i przyjmowanie przez Sejm i Senat Uchwał upamiętniających różne wydarzenia. Oponentami są zwykle politycy i na ogół dość łatwo przewidzieć kto będzie bronił jakiego rozwiązania i jakie będą stron argumenty - podobnie jak wiemy, mniej więcej, jaką taktykę rozegrania meczu przyjęłaby Barcelona, a jaką Szczakowianka Jaworzno.

Jak się jednak okazuje polityczno - historyczne zapasy nie są naszym curlingiem, polo, czy petanque. "Le Figaro" z 22 czerwca tego roku, na pierwszej stronie (przez niedopatrzenie pewnie nie znalazło się to w rubryce "Sport"), walnął tytułem: Robespierre n'a toujours pas droit a sa rue a Paris. (Robespierre nie ma jeszcze prawa do swojej ulicy w Paryżu) i opisem meczu w ww. dyscyplinie między Radą Miasta Paryża a komunistami i radnymi Frontu Lewicowego, którzy Maksymiliana uliczką chcieli uhonorować. Wniosek przepadł, Robespierre ulicy mieć nie będzie.

Sprawa wbrew pozorom nie jest taka zupełnie błaha. Postać, o której mówimy nie żyje już od przeszło dwóch stuleci i mimo tego - wciąż budzi kontrowersje. Nic dziwnego - Robespierre aniołkiem nie był: za jego rządów zdekapitowano około 18 tys. ludzi, a jeśli idzie o radykalizm rewolucyjny i kwestie światopoglądowe można go spokojnie postawić w jednym rzędzie z Leninem i Trockim (choć oni nie przerabiali przynajmniej kalendarza). Z drugiej strony jest autorem francuskiej dewizy narodowej: "Liberte, Egalite, Fraternite" (Wolność, Równość, Braterstwo). Paryscy radni postąpili - chyba słusznie - zachowawczo, choć nie do końca sprawiedliwie. Polityczni przeciwnicy Robespierre'a swoje ulice już mają.

W moim rodzinnym mieście zmieniono ostatnio nazwę jednej z ulic: 22 lipca na Owocową - uśmiechnąć się można ironicznie porównując "ciężar gatunkowy" patronów ulic - bo wypadamy na francuskim tle dość blado - u nich propounuje się dyktatora, rewolucjonistę - u nas zmienia nazwę ustanowioną na pamiątkę daty wydania dokumentu. Niemniej jednak dyskusja podczas sesji Rady Miasta była dość ożywiona.

Na w miarę obiektywną ocenę historii trzeba czasu (o ile jest w ogóle możliwa). Ale i to czyje nazwiska widnieją na skrzyżowaniach nie jest pozbawione znaczenia. Być może i u nas doczekamy się kiedyś ulic PRL - u, albo Gomułki - choć myślę, że nie wcześniej niż za jakieś 150 lat - podobnie zresztą w XIX wieku we Francji nikt nie wpadł na pomysł nadania ulicy imienia Robespierre'a - musiał upłynąć pewien czas i jak widać czasem 215 lat to za mało. Mimo wszystko słusznie, moim zdaniem, polikwidowano w Polsce większość ulic Nowotki (choć w Jaworznie nadal istnieje), Janka Krasickiego, Wandy Wasilewskiej itp - było nie było, ale dowiedziono już dawno, że byli sowieckimi agentami, część z nich do tego mordercami, a z ich działalności Polska odniosła raczej mierne korzyści.

Honorowanie przeszłych polityków poprzez użyczanie ich nazwisk ulicom, jest dość ryzykowną praktyką, z której niewątpliwie cieszą się producenci tabliczek adresowych, a która może być wkurzająca dla mieszkańców, gdy przychodzi im kolejny raz zmieniać wszystkie posiadane dokumenty. W jaworznickim banku nazw ulic leży jedna moja propozycja - na razie niestety nie rozpatrzona, choć wydaje się dość neutralna. Zaproponowałem Stanisława Lema. Być może Rada Miasta sprawdza, czy nie miał przypadkiem teczki w IPN, z której wynikałoby, że był Tajnym Współpracownikiem.


 ibsen82, piątek, 24 czerwca 2011; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz