niedziela, 18 grudnia 2011

Cyrk Palikota

Partia dziwów i cudów wszelakich (szczególnie wyborczych), w której reprezentacji parlamentarnej brak chyba tylko baby z brodą, Cygana połykacza noży i kozła, będąca przy okazji jedyną jawnie wodzowską na polskiej scenie politycznej, zdała sobie chyba sprawę, że umieszczenie nazwiska lidera w nazwie wygląda źle z czysto wizerunkowego punktu widzenia.

Ruch Palikota, bo o nim rzecz jasna mowa, ogłosił jakiś czas temu, że zmieni nazwę. Nową - chce wyłonić w konkursie. I tu, jak mawiał Wieniawa, "zaczęły się schody". Partia zamówiła kilka ekspertyz i z dwóch z nich (podaje PAP) wynika, że wykreślenie nazwy z rejestru partii, po to by w to miejsce wpisać nową, może oznaczać rozwiązanie jej samej.  Partia zawahała się i ustami rzecznika Andrzeja Rozenka uznała, że musi poczekać nieco dłużej, bo perspektywa utraty jedenastu dużych baniek dofinansowania z budżetu Państwa (czyli kieszeni podatnika) mogłaby być dla niej przykra. Tym samym idealistyczny Ruch Palikota dołącza do grona politycznych kłamczuszków, ujawniając przy okazji, że w naszym prawie o partiach politycznych ukryta jest brzydka, śmierdząca kupa.
28 października Roku Pańskiego 2011 Pan Armand Ryfiński (Ruch Palikota) w wypowiedzi dla Polskiego Radia oznajmił:

Powinniśmy zrezygnować z finansowania Kościoła przy pomocy funduszu kościelnego, zlikwidować finansowanie partii i w zamian dać pół procent więcej na organizacje użytku publicznego, Kościoły i partie, i niech co roku obywatele decydują, na co chcą przeznaczyć te pieniądze.

W czym więc problem Panie Palikot? To chcecie tej kasy czy nie?

Wejście do parlamentu partii Palikota jest dowodem na fakt, że polska demokracja już przeistacza się w ochlokrację - rządy motłochu - i jest kompromitującą porażką systemu szkolnictwa. Z badania OBOP (tu) wynika bowiem, że 2/3 wyborców tej partii to ludzie z wykształceniem wyższym i średnim, 2/3 jest mieszkańcami miast i 2/3 przed 40 rokiem życia.
Jak już kiedyś pisałem "młodzi, wykształceni, wolni z dużych miast" poszli zagłosować na partię typowo populistyczną, z nierealnym, głupim i sprzecznym wewnętrznie programem, z urągającym dobremu smakowi ślubowaniem podczas nocy powyborczej. Partię, która wprowadziła do Sejmu takiego giganta intelektu jak Robert Biedroń, który za każdym razem gdy otworzy w Sejmie buzię - kompromituje jeszcze bardziej całą tą skompromitowaną już instytucję (można poczytać tu ).
Uważam, że coś w obecnej demokracji należy zmienić. Wizja Tofflera, mówiąca o dyktaturze mniejszości już się spełnia. Sądzę, że albo trzeba wprowadzić przymus głosowania (jak we Włoszech), albo losowo wybierać proporcjonalną do absencji wyborczej liczbę reprezentantów (żeby Sejm reprezentował 100 procent społeczeństwa - a nie jak w obecnym przypadku, rządzi partia na którą zagłosowało de facto 18 proc. uprawnionych do głosowania - szczegółowe wyliczenie tutaj).
Najlepiej jednak byłoby pójść w zgoła innym kierunku i wprowadzić cenzus wyborczy: trudny test z wiedzy obejmujący ekonomię, politykę, podstawy prawa, wnioskowanie logiczne itp. - ułożony przez Sąd Najwyższy albo Trybunał Konstytucyjny lub powołaną do tego celu apolityczną instytucję, złożoną z pozbawionych prawa do głosu profesorów uniwersyteckich, z których każdy pod groźbą odpowiedzialności karnej byłby zobowiązany zachować anonimowość (żeby zminimalizować ryzyko korupcji) - każdy kto chciałby mieć wpływ na rzeczywistość musiałby zaliczyć go przed wyborami. Idę o zakład, że wyniki takich wyborów byłyby zupełnie inne niż obecne, a 90% wyborców Ruchu Palikota nie byłoby w stanie go zdać. Z korzyścią zresztą dla Polski, której "plastikowa demokracja - ochlokracja" ładnych twarzy i celebrytów w polityce - najzwyczajniej w świecie szkodzi. 
Jako, że Partia Palikota ogłosiła konkurs na nazwę - mam swoją propozycję - umieściłem w tytule wpisu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz