niedziela, 11 grudnia 2011

Ja, (nie) robot (?)

Na początku była maszyna tkacka z ruchomym czółenkiem. Ustalając na maszynie odpowiednie wartości uzyskiwało się pożądany splot. Był to początek informatyki. Poźniej, na przestrzeni dwustu lat od jej powstania, nauka o przenoszeniu informacji i programowaniu określonych urządzeń rozwinęła się do tego stopnia, że trzymam teraz na kolanach komputer o takiej mocy obliczeniowej, że gdyby w jego posiadaniu znalazł się dajmy na to Hitler w 1943 roku, to historia potoczyłaby się zapewne na manowce, o których dziś wypowiadają się tylko autorzy gatunku political fiction.

Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy maszyną tkacką a dwurdzeniowym procesorem, mózgiem mojego laptopa, na początku dwudziestego wieku, ktoś wymyślił, że naukę o programowaniu można zastosować do zbiorowisk ludzkich wykonujących wspólnie określone zadanie. Fryderyk Taylor, bo to o nim mowa, dał podwaliny pod naukę zwaną obecnie zarządzaniem - najpopularniejszym zresztą przez lata dziewięćdziesiąte kierunkiem studiów w Polsce. Taylor, opracował na przykład optymalny dla robotnika kształt i rozmiar łopaty, którym tenże ładował dajmy na to węgiel. Był bardzo skuteczny - wydajność ładowaczy udało się dzięki temu zwiększyć prawie czterokrotnie. W jego ślady poszedł jeden z pionierów motoryzacji Henry Ford. Obydwaj panowie zasłużyli się teorii zarządzania na tyle, że kierunki przez nich wytyczone nazwano od ich nazwisk: "tayloryzm" i "fordyzm"

Nauka o programowaniu ludzi, nadal się rozwijała. Gdzieś na strychu w moim domu, znalazłem starą książkę pt. "Cybernetyka społeczna". Miałem wtedy jakieś czternaście lat więc siłą rzeczy nic z niej nie zrozumiałem. Zapamiętałem tylko wzory o liczbie pięter porównywalnych z Empire State Building, które opisywały choćby oddziaływanie propagandy na określoną grupę społeczną.

Obecnie jesteśmy programowani w sposób skrajny, a dowodem na to jest kariera słówka "procedura".

Pierwszy raz usłyszałem je gdy oglądałem w telewizji film "Apollo 13" z Tomem Hanksem. Historia nieudanej wyprawy na Księżyc. W jednej ze scen Ed Harris, który gra tam postać głównego dyspozytora w Houston, gdy nastąpiła już awaria statku kosmicznego i trzeba szybko ratować znajdujących się w niebezpieczeństwie lunonautów wykrzykuje do swoich, ogarniętych paniką współpracowników: "Nie chcę ocen, chcę procedur!"

Czym jest procedura? To pewien schemat, czy też wzór postępowania w określonej sytuacji. Mówiąc inaczej, jest to język programowania według którego w określonym momencie człowiek powinien, czy też raczej musi postępować. Mówiąc jeszcze krócej, to skoro nasze ciało, ręce, zdolności manualne, czy też intelektualne są swoistym hardware, procedura jest software - programem do wykonania.

Wolnych od procedur profesji jest coraz mniej. Swoje procedury mają wspomniani już kosmonauci, marynarze, policjanci, prawnicy, lekarze, piloci, pracownicy banków, kolejarze, nauczyciele, inżynierowie, handlowcy, nawet stewardessy i kucharze. Tak, tak - przebywałem kiedyś w kuchni w czterogwiazdkowym hotelu - pierwsze co rzucało się w oczy to olbrzymia kartka z napisem: "Proszę bezwzględnie przestrzegać receptur", a obok wisiała zalaminowana książeczka z dokładnymi przepisami i zdjęciami - jak ma wyglądać podawana potrawa. Stacje benzynowe, restauracje typu fast food, czy sieciowe hotele określonego koncernu wyglądają w identyczny sposób na całym świecie. Te same, w taki sam sposób ułożone ręczniki na wannie, prospekty informacyjne na stoliku w pokoju hotelowym, nawet identycznie ułożone trunki w minibarku.

Procedury są wymyślane przez różnorakiego autoramentu, zależnego od branży grupy ekspertów, którzy siadają i kombinują w jaki sposób najskuteczniej z punktu x przemieścić się do punktu y. Przemieszczanie się, proszę oczywiście rozumieć w sensie przenośnym. Nazwijmy ich grupą programistów.

Jeśli komuś wydaje się, że jest od procedur wolny i niezależny, to tkwi w bardzo głębokim błędzie, graniczącym z ignorancją. Nawet jeśli jest ta osoba malarzem - artystą, wykonującym swój zawód w ciszy i odosobnieniu. Największym bowiem zbiorem procedur, obecnie regulujących życie niemalże każdego człowieka na ziemi jest - prawo. Nie tylko reguluje ono czyny zabronione i pożądane, formułując zakazy i nakazy, ale i sposób postępowania w stosunkach międzyludzkich, międzypaństwowych, czy międzyinstytucjonalnych. Przykład? Każdy dział prawa ma swoje przepisy dotyczące procedowania - Kodeks Karny - Kodeks Postępowania Karnego, Kodeks Cywilny - Kodeks Postępowania Cywilnego, przepisy administracyjne - Kodeks Postępowania Administracyjnego. I spróbuj tu człecze, wolny i niezależny przecież, nie podpisać własnoręcznie dokumentu kierowanego do urzędu w najbłahszej sprawie - dokument jest wtedy wart tyle, co papier na którym został wydrukowany.

Czytelnik może odnieść wrażenie, że cały mój wywód zmierza w kierunku potępienia w czambuł wszelkich procedur. I będzie miał rację - z małym wszakże zastrzeżeniem. Są takie obszary ludzkiej działalności, gdzie bez procedur ani rusz. Pilotowi z całą pewnością łatwiej posługiwać się określoną checklistą, niż za każdym razem wymyślać od nowa jak wykonać podejście do lądowania. Faktem jednak niezbitym jest, że procedury zabijają kreatywność. Przynajmniej pośród tych, którzy zaliczają się do "wykonawców", a nie "programistów".Łatwo się domyślić, że nie jest możliwe a priori przewidzenie wszystkich zdarzeń, które mogą mieć miejsce w przyszłości i opisać je za pomocą nie budzących wątpliwości ani sprzeciwu zdań oznajmujących. Wtedy trzeba zdać się na coś, co nazywamy zdrowym rozsądkiem - najlepiej opartym na doświadczeniu. Z drugiej strony teoria ewolucji mówi, że organy nieużywane zanikają po jakimś czasie. Nie wiem na ile, z punktu widzenia biologii, jest to możliwe w przypadku mózgu. Odnoszę wrażenie jednak, że dalsze systemowe wtłaczanie ludzkości, w sztywne ramy przepisów opisujących możliwie najszerszy wycinek rzeczywistości i ustalonych arbitralnych i optymalnych wzorów postępowania względem fenomenów - nie tyle może, co już nas odmóżdża. Popełenianie błędów - jest nabywaniem doświadczenia. Jeśli ktoś nigdy nie popełnił żadnego błędu, bo zawsze postępował w zgodzie ze schematem to w sytuacji gdy schemat zawiedzie, nie ma się na czym oprzeć. Nie ma odruchów postępowania w sytuacjach ekstremalnych, stresujących, nieprzewidywalnych. Jeśli nie używa na codzień myślenia, to jak ma nagle zacząć myśleć?

Nasza cywilizacja, staje się coraz bardziej stechnicyzowana. Coraz większy nacisk kładzie się na rozwój technologii, nowych metod przekazywania i przechowywania informacji, implementację nowinek technologicznych w każdej dziedzinie życia. Zwiększamy wydajność i zmniejszamy koszty. Nasuwa mi się tu kilka pytań: co z ludźmi, którzy z jakichś powodów nie są programowalni (umysł ludzki, warunkowany doświadczeniami, nawykami czy cechami osobowosciowymi, ma ogromną inercję, jest w pewnym sensie nieruchawy - nie da się z dnia na dzień zrobić z kelnera profesora uniwersyteckiego, a z profesora botaniki, profesora matematyki)? Co z ludźmi, którzy zostaną bez środków do życia, bo ich dotychczasowe zajęcia zostaną wyparte przez technologię? W jaki sposób producenci dóbr utrzymają swoje dochody na tym samym poziomie (chociaż powinni je zwiększać - bo to wolnorynkowa nagroda za trud), skoro ludzie nie znajdą możliwości zarobkowania i zostaną jako konsumenci wykluczeni z rynku?

Boję się trochę, że cywilizacja w której żyjemy, jeszcze za mojego życia będzie musiała sobie odpowiedzieć na przynajmniej część tych pytań. Historia pokazuje, niestety, że rozwiązaniem większości problemów była wojna - w trakcie ginie nadwyżka ludności, po niej trzeba naprawiać zniszczenia i wszystko kręci się od nowa, ze świeżym impetem.

Boję się jeszcze jednej rzeczy. Biorąc pod uwagę prace nad sztuczną inteligencją, zastanawiam się, kiedy mój komputer będzie mądrzejszy ode mnie. Już teraz szybciej i dokładniej liczy i wymusza na mnie pewne zachowania logiką zaprogramowanego systemu. I kiedy to ja stanę się hardware, który on będzie programował, bo będzie znacznie doskonalszym programistą mojego software'u (czyli wszelkich moich działań) niż jestem nim ja. Logika, ze wszech miar pożyteczna i będąca fundamentem ludzkości, kryje w sobie potężne zagrożenie.

Wyobraźmy sobie następującą sytuację: komputer, nadzorujący moje życie widzi, że palę papierosy. W bazie danych wyszukuje informację, że mogę zachorować z tego powodu na raka płuc. Dowiaduje się również, że agonia moja w wielkich cierpieniach będzie trwała wtedy przypuszczalnie kilka miesięcy. Znajduje również informację, że śmierć od porażenia prądem jest stosunkowo bezbolesna i krótkotrwała. Kierując się logiką, a nawet jakimś maszynowym miłosierdziem postanawia oszczędzić mi cierpień i organizuje przebicie prądu do wanny, w której właśnie się kąpię. Żeby było śmieszniej, mógłby to zrobić, nawet gdyby zainstalować mu I prawo robotyki Asimova - "robot nie może szkodzić istocie ludzkiej".

Ludzie odkryli logikę, ale nie są logiczni, ludzie skonstruowali roboty, ale nimi nie są. Ludzie opracowali sztukę programowania, ale ich programować nie należy. Powinniśmy o tym pamiętać i dbać o to byśmy sami z siebie nie robili robotów, nawet za cenę konsekwencji popełnianych błędów.

Na koniec jeszcze chciałbym polecić jednego bloga - znanej osoby bo Janusza Korwina Mikke - gorąco zachęcam do lektury, chociaż on akurat jest zaprzysięgłym, jak mi się wydaje po lekturze jego tekstów, logikiem.

http://korwin-mikke.pl/blog

No i założyłem jeszcze fotobloga. Chwilowo tylko kilka fotek, ale będzie ich z pewnością przybywało. Zapraszam!

http://ibsen82.flog.pl/


 ibsen82, czwartek, 06 maja 2010; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz