niedziela, 11 grudnia 2011

Ofiara political corectness

Poprawność polityczna, czy jak chcą anglosasi political corectness krok po kroczku wchodzi i w naszą przestrzeń publiczną.

Przypadek posła Węgrzyna z PO jest tutaj świetnym przykładem jak najnowsza wersja cenzury potrafi łamać kariery i kręgosłupy ludzkie.

Dwa miesiące temu, pan poseł Węgrzyn zapytany przez dziennikarza TVN 24 o ewentualne rozbieżności światopoglądowe przy budowaniu hipotetycznej koalicji między PO a SLD, a konkretniej gdy reporter spytał o pomysły legalizacji małżeństw homoseksualnych, nonszalancko, po męsku odparł: "Z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami... chętnie bym popatrzył". Co działo się potem - mniej więcej wiemy. Węgrzyna publicznie zlinczowano, nazwano homofobem, a na koniec wylano z partii.

Każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek, jeśli spojrzy na opisaną wyżej sytuację, spokojnie i ignorując histeryczny wrzask mediów gardłujących w koło Macieju o nietolerancji, musi w ogólnym rozrachunku przyznać, że całość to szekspirowskie "wiele hałasu o nic". Czy Węgrzyn rzeczywiście powiedział coś, co można by uznać za obrzydliwe, nienawistne albo homofobiczne? Nie: powiedział to co myśli sobie w swoich brudnych móżdżkach przynajmniej osiemdziesiąt procent facetów. Jeśli ktoś ma wątpliwości - niech odpowie sobie na pytanie: kto inny jak nie mężczyźni wymyślił walki roznegliżowanych babek w kisielu? Kto pisze scenariusze filmów porno?

Poprawność polityczna ma swoje dobre strony. Że nazywa się jak się nazywa - wymyślili Amerykanie, ale i my Europejczycy czy nawet Polacy mamy swoje określenia na podobne zachowania. Otóż drzewiej mówiło się o "dyplomatyczności", "subtelności", czy "delikatności" stwierdzeń, fachowo: "eufemizowaniu". I jasna sprawa: czasami wręcz wypada poowijać w bawełnę, nie mówiąc już o tym jak bardzo dzięki temu wzbogaca się nasze słownictwo.

Niestety, ale rozwój leksykalny i umiejętność powiedzenia czegoś w ładny, uprzejmy sposób w niewielkim tylko stopniu równoważy szkody, jakie tego rodzaju wyrażanie myśli ze sobą niesie. Z dwóch wprawdzie, ale ważkich, powodów. Poprawność polityczna jest: primo - niesymetryczna, secundo - fałszująca rzeczywistość.

Niesymetryczność poprawności politycznej polega na tym, że jednej osobie w określonej sytuacji wypada/wolno użyć jakiegoś ciężkiego stwierdzenia, natomiast drugiej osobie w podobnej (lub innej) sytuacji dokładnie tego samego zwrotu - użyć już nie wolno. Przykładowo: w USA na pogardliwe określenie murzyna (które to w j. polskim zdążyło zresztą nabrać pejoratywnego znaczenia - o tym na koniec) zwykło się mówić nigger, co znaczy mniej więcej - czarnuch. Gdyby tego słowa użył biały - dramat i ciemna mogiła - rozruchy pewne jak amen w pacierzu, krzyk w telewizji i prasie, a autor na suchej gałęzi. Tymczasem niggers, zwracają się tak do siebie na zasadzie koleżeńskiego "stary" i póki co jeszcze się nie wymordowali. Inny przykład: jakoś rok temu w Szczecinie homoseksualna para wygrała proces sądowy, który wytoczyła sąsiadowi dość głośno mówiącemu, że dom obok niego zajmują "pedały". Co oznacza to stwierdzenie nie muszę chyba tłumaczyć. Przy czym: jeśli ów sąsiad sam byłby "pedałem" prawdopodobnie nie doszłoby do żadnego procesu, a i pokrzywdzeni wiedząc, że gościu jest w analogicznej sytuacji nie poczuliby się urażeni. Na własne uszy słyszałem gejów mówiących o innych gejach "pedał" czy "ciota" i brzmiało to dla mnie raczej jak pieszczotliwe "kotku", "myszko". Choć gdybym ja (hetero) użył podobnego stwierdzenia - dostałbym w zęby, albo pozew. Wniosek? Mniejszościom w świecie poprawności politycznej wolno więcej niż większości - a cackanie się ze zgniłym jajkiem na dłuższą metę męczy i w pewnym momencie się go po prostu pozbywa. Próbując "ugłaskać" społeczeństwo - dokłada się tylko do pieca. A jak wiadomo każdy kocioł parowy musi mieć zawór bezpieczeństwa, bo inaczej wybucha. Innymi słowy: lepiej chyba dać ksenofobii i niezrozumieniu ujście w słowach - niż nakręcić atmosferę i doprowadzić do pogromu.

Poprawność polityczna fałszuje rzeczywistość. Szkoliłem się kiedyś z pierwszej pomocy. Jeden z tematów: epilepsja, czasami zwana też padaczką. Instruktor puścił nam film nagrany przez Amerykanów, gdzie w jednym z pierwszych zdań padło słowo seizures (ataki) i wytłumaczenie, że lepiej na opisanie osoby cierpiących na tę tajemniczą chorobę używać stwierdzenia: person with seizures zamiast epyleptic gdyż rzekomo epilepsja źle się kojarzy i określenie kogoś jako epileptyka może sprowadzić nań społeczny ostracyzm. Trudno chyba o bardziej dobitny przykład próby fałszowania rzeczywistości. Czy to, że nazwiemy kogoś "osobą z atakami" zmieni fakt, że jest po prostu epileptykiem? Czy będzie dostawał rzadziej drgawek? Co więcej - tego rodzaju owijanie w bawełnę może prowadzić do nieporozumień. Ataków różnych dolegliwości jest wiele. Choćby wilkołactwa, włażenia na dachy i wycia do księżyca.

Spooro wypowiadanych przez nas słów (szczególnie w kwestiach światopoglądowych) niesie ze sobą pewien emocjonalny ładunek. Określenia: gej, pedał, ciota, homoseksualista, kochający inaczej - nie są sobie równoważne. Po tym którego z nich użyjemy - umieszczamy się na osi: akceptacja - neutralność - brak akceptacji. Polityczna poprawność, kastrując nas z używania pewnych słów - uniemożliwia szybkie określenie się.

Tytuł filmu Polańskiego "Ghost writer" przetłumaczono na język polski jako "Pisarz widmo". Co najciekawsze, jest to zwykła kalka (może i lepiej brzmiąca) nie uwzględniająca faktu, że w naszej rodzimej mowie istnieje już od kilkudziesięciu przynajmniej lat słowo opisujące pisarza, który użycza swego talentu by stworzyć dzieło, pod którym ktoś inny ma się podpisać. Tym słowem jest "murzyn" (zainteresowanych odsyłam do książki Melchiora Wańkowicza "Karafka La Fontaine'a"). Źródłosłów dość prosty do odgadnięcia - murzyn zwykle był kimś kto odwalał brudną robotę, synonimem niewolnika - tak samo jak "pisarz - widmo". Tak się śmiesznie złożyło, że i w polszczyźnie "murzyn" na przestrzeni ostatnich lat stał się słówkiem nie do końca poprawnym i coraz częściej zastępuje się go "czarnym", bądź "czarnoskórym", przy czym "murzyn" w znaczeniu pisarza nadal ma się dobrze i funkcjonuje w fachowym (literaturoznawczym) słowniku - o czym przekonałem się słuchając wywiadu z autorką biografii Jerzego Kosińskiego. Ciekaw jestem, czy tłumacz tytułu dał się uwieść political corectness, czy może powodowały nim jakieś inne względy.

Polityczną poprawność, zostawmy może gdzie jej miejsce - w polityce. I to najlepiej międzynarodowej.


 ibsen82, sobota, 16 kwietnia 2011; Bartosz Sowisło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz